piątek, 4 grudnia 2009

Droga śmierrrrrci....

I znowu red. Kaczy lapie sie za pioro... tzn za klawiature:)

Poprosilem red. Oszkla zeby zostawil mi do opisania nasza ekstremalna wyprawe rowerowa, na ktora wybralismy sie pierwszego dnia po przyjezdzie do La Paz.
Co prawda dlugo juz ja planowalismy ale celowo wspominamy o niej dopiero teraz... celem bylo oszczedzenie nerwow co niektorym czytelnikom:)

Mowa o wyprawie na rowerach na najniebezpieczniejsza droge Swiata, tak zwana ¨Droge smierci¨.

Czemu taka nazwa?
Otoz na tym ok. 70km odcinku gorskiej drogi, zaczynajacym sie na wysokosci prawie 4800m, a konczacym na 1100m, co roku ginie bardzo, bardzo duzo ludzi. Nasz przewodnik powiedzial nam, ze jest to okolo 150-200 osob rocznie!!
A wszystko dlatego, ze droga jest:
1. bardzo waska (szerokosc jednego samochodu)
2. bardzo kreta (nie widac czy cos jedzie z przeciwka
3. nawierzchnia jest gorsza od polnej drogi (kamienie, wyboje, strumienie przeplywajace przez droge)
4. z jednej strony ma sie sciane ze skal, a z drugiej kilkusetmetrowa przepasc
5. Boliwijscy kierowcy jezdza jak wariaci

Wyprawa na taka droge moglaby okazac sie czystym szalenstwem....
a jednak jest to glowna atrakcja oferowana przez wszystkie biura podrozy w La Paz:)

Po przejazdzkach boliwijskimi autobusami i zapoznaiu sie ze standardem uslug oferowanych w Boliwi zdecydowalismy sie na jedno z drozszych biur, ktore oferowalo:
1. bardzo dobre downhillowe rowery
2. kaski, ochraniacze na kolana i lokcie, gogle, rekawiczki, kurtki i spodnie
3. po dwoch przewodnikow na kazda grupe
4. jechal za nami samochod wyposazony w bardzo dobry sprzet do ratowania ludzi w bardzo trudnych warunkach (dalo sie zauwazyc specjalne nosze i kolnierze do usztywniana w przypadku uszkodzenia kregoslupa)


Tak wiec zaczelismy nasza jednodniowa wycieczke o godz 8 rano. Spod biura podrozy zawieziono cala nasza grupe (nasza trojka, trzech Francuzow i dwie Australijki) specjalnym busem z rowerami na dachu na wysokosc 4800m gdzie przydzielono nam caly sprzet i udzielono informacji na temat bezpieczenstwa. Wysokosc byla tak duza, ze ciezko bylo nam oddychac!

No i ruszylismy... pierwsze 30km przejechalismy w bardzo szybkim tempie, bo jest to odcinek asfaltowy. Pokonalismy go w troche ponad pol godziny rozwijajac predkosci ok. 60-70km/h!:)
Krajobraz przy drodze nie napawal optymizmem gdyz co kawalek mijalo sie cale ¨lasy krzyzy¨ w miejscach gdzie np autobus pelen ludzi spadl w przepasc...

Po przejechaniu pierwszego odcinka, zaplaceniu na specjalnych bramkach oplaty za ¨utrzymywanie dobrego stanu drogi smierci¨ (smiechu warte!) rozpoczela sie prawdziwa zabawa... asfalt sie skonczyl, a zaczela sie droga opisana powyzej:)
Ponownie dostalismy instrukcje na temat bezpieczenstwa. Z przodu jechal jeden przewodnik, potem cala grupa jeden za drugim, a na koncu drugi przewodniko-mechanik z samochodem.

Ciezko to opisac... jazda byla bardzo pasjonujaca! Emocji co nie miara!
Trzeba bylo jechac w duzym skupieniu aby stawiac czola wszystkim przeszkodom na drodze, takim jak: rzeka pojawiajaca sie na srodku drogi, wodospad spadajacy dokladnie na droge, duze zwezenia, bardzo ostre zakrety, no i najwazniejsze... wielka przepasc znajdujaca sie czasem w odlegosci mniejszej niz 1m od twojego roweru!

Po drodze mielismy co chwile postoje na zdjecia, na jakies male przekaski przygotowane przez organizatora oraz naprawianie rowerow...
Wraz z red. Oszklem spowodowalismy dwa takie postoje gdyz obaj ¨zlapalismy gume¨. Podrozniczka Ania obchodzila sie duzo lagodniej ze swoim rowerem:)

Nasza grupa okazala sie wyjatkowo sprawna i bardzo szybko zjechalismy na sam dol.
Warte uwagi jest to, ze mielismy okolo 3700m przewyzszenia! Na gorze na wysokosci 4800m bylo bardzo zimno i obok drogi lezal snieg, a na dole przywitala nas prawdziwa dzungla z egzotyczna roslinnoscia i temperatura grubo ponad 30 stopnii:)

Jako nagroda za wielki trud czekala na nas restauracja z basenem:)

To by bylo na tyle. Moze i wydaje sie to troche niebezpieczne i nieodpowiedzialne ale tak naprawde jest to wszystko bardzo dobrze zabezpieczone i zorganizowane... swiadczyc moze o tym fakt, ze w tym roku zginelo tylko dwoch turystow na rowerach:)

A teraz troche zdjec:


Tak sie zaczelo


Najpierw byl asfalt...


a potem juz tylko gorzej...


i gorzej...


i jeszcze gorzej!


Ekypa w komplecie na poczatku...


i na koncu


Red. Kaczy jeszcze pelen sil na wys 4800m


Stroj na wysokosci powyzej 4000m...


i na wys 1500m


Wasi redaktorzy


Tak jak pisalem... nie wszystkim sie udalo

3 komentarze: