sobota, 28 listopada 2009

Machu Picchu

Co ja Wam bede duzo pisal... zobaczcie zdjecia!

Machu Picchu o swicie...


Ja z podrozniczka Ania... rowniez o swicie:)


Wasz red. Oszkl


oraz Wasz red. Kaczy


Widok na Machu Picchu z Wayna Picchu


i troche inne ujecie...


Red. Oszkl na szczycie Wayna Picchu...


i ja tez


Nie wiem co...


Sama poprosila o zdjecie... naprawde


Latajac nad Machu Picchu, cz.I


Latajac nad Machu Picchu, cz.II


Wiecej niz jedno zwierze...


Gdzies na trasie...


Jak z widokowki...


to tez:)


Klaniam sie,
Red. Kaczy

środa, 25 listopada 2009

Swiet(n)a Dolina Inkow ;)

Klania sie red. Oszkl:)

jak zauwazyliscie, nasza czestotliwosc zamieszczania postow drastycznie wzrosla, a to z tego powodu, ze zblizamy sie do koncowki naszego tripa, a jak to kiedys powiedzial pewien Leszek: "prawdziwych mezczyzn poznaje sie nie potym, jak zaczynaja, ale po tym jak koncza..."

Ale do rzeczy. Jak juz napisal red. Kaczy, podroz do Cuzco nie nalezala do najprzyjemniejszych, ale za to cel naszej podrozy jak najbardziej nam te niedogodnosci zrekompensowal.

Po pierwsze Cuzco o dziwo malym miastem nie jest... 300 tys ludzi, a cala "metropolia", czyli wraz z okolicznymi wiosko-miasteczkami daje ok. miliona mieszkancow!! Po drugie mamy male problemy z... oddychaniem:) Miasto jest polozone na 3300 m n.p.m. wiec kazde wejscie na gorke (gore), a wierzcie mi, jest ich na prawde SPORO;), konczy sie mala zadyszka:)

Samo centrum jest bardzo, ale to bardzo ladne. Mi osobiscie, jak i podrozniczce Ani, przypomina troche Kazimierz nad Wisla- troszke dalekie skojarzeniem, no ale...

O dziwo, zaraz po morderczej jezdzie nie poszlismy spac:) od razu zabralismy sie za zwiedzanie. Tutejsi mocno sie wycfanili i zeby moc wjesc do wiekszosci ciekawych atrakcji w i w okolicach Cuzco nalezy kupic specjalnego passa, ktory kosztuje ok. 70zl. Po kupieniu takiego bileciku udalismy sie do pobliskich ruin swiatyn, twierdz i innych inkaskich budowli:) Osobiscie zrobily na mnie duze wrazenie, smaczku do wszystkiego dodawaly lamy (na szczescie zadna nas jeszcze nie oplula;) i ubrane w typowe peruwianskie stroje kobiety, sprzedajace koce, reczniki, swetry, czapki, rekawiczki, szachy, figurki, noze... i moglbym tak jeszcze wymieniac kilkanascie linijek. Najpierw dotarlismy po stromych schodach do inkaskiej twierdzy Sacsayhuaman (przez niektorych wymawiane SEXY WOMAN:P), potem do ruin swiatyni Quenco, nastepnie do grobowcow w Tambomachay, a na koniec do Czerwonej Wiezy, czyli Puca Pucara. To ostatnie miejsce bylo "check-inem" dla goncow inkaskich, podazajacych slawnym szlakiem Inkow.

Mala dygresja: w czasach swietnosci imperuim, siec drog inkaskich wynosila kilkadziesiat tysiecy kilometrow, a w cywilizacji, ktora nie znala kola (!!), wiadomosc za pomoca sztafety, potrfila dotrzec ze stolicy, czyli Cuzco, do Quito, dzisiejszej stolicy Ekwadoru w 6 dni!!! Odleglosc prosze sprawdzic na mapie, nie wspomne juz o wysokosciach gor pomiedzy miastami:)

Wracajac do roku 2009:) Po powrocie busikiem do miasta, pokrecilismy sie po centrum Cuzco (wszystko poza jest niewarte zobaczenia:) udalismy sie do knajpki na obiad... a byla to ponownie alpaka- i ponownie bylo PYCHA!!! ale ze wszyscy tutaj mowia o swince morskiej, jako obowiazkowym daniu, to przy okazji zamowilismy u szefa knajpki taka jedna na wieczor:) Wrocilismy do hostelu, gdzie ja poszedlem w kime, a pod. Ania i red. Kaczy udali sie na masaze... Co sie okazalo, taka przyjemnosc w Cuzco kosztuje 20zl za godzine (!!!). Bardzo im sie ta usluga spodobala, red. Kaczy ponoc wybral sobie nawet masaz calego ciala....

Wieczorem, tak jak wspomnialem, udalismy sie na nasza kolacje. I tutaj znowu dygresja:)

Znacie ten zart o swince mosrskiej? Czym rozni sie swinka morska od dziewczyny z polibudy...Niczym, ani to switnka, ani nie morska:P

Wracajac do kolacji... Jakby to delikatnie powiedziec... No nie bylo to mistrzostwo swiata. Podaje sie ja w calosci, tylko przypieczona, bez futerka, ale za to z CALA GLOWA (oczy, uszy, jezyk, nawet ZEBY!!!), wnetrznosciami i nozkami, ktore zawieraly w sobie rowniez pazurki:) Po przelamaniu wielkiej jak Mur Chinski bariery psychicznej, zaczelismy konsumpcje... Jak sie mozecie domyslec, jedna swinka na trojke, to nie za duzo, ale w sumie wystarczylo. Ja wzialem sobie udko, czy jak kto woli, nozke... Jak sie nie mysli o tym, ze wyglada to jak usmazony szczur na talerzu, to smakuje troche jak slony kurczak:) red. Kaczy skusil sie nawet na glowke z zabkami (bedzie pozniej w postaci zdjecia- UWAGA, DRASTYCZNE!!). Po kolacji musielismy szybko udalismy sie do sklepu "zabic smak" Tak skonczylismy dzien pierwszy w Dolinie Inkow.

Dodam jeszcze, ze zarezerwowalismy sobie wycieczke na Machu Picchu;) Szczegoly opisze (opiszemy) w nastepnym poscie:)

Drugi dzien (obiecuje, ze bedzie krocej:P). Wykupilismy sobie wycieczke w miejscowoscie dookola Cuzco: Pisac, ze slynnym tagiem, Urubamba, Olantaytambo, Chinchero i skonczylismy w Cuzco. Powalay niesamowite widoki, ruiny wkomponowane w wysokie gory i zachowane w idealnym stanie tarasy uprawne (niektore z nich dalej sa uzywane przez miejscowych do uprawy wazyw itp). Na koniec zobaczylismy, jak w tradycyjny sposob robi sie te wszystkie czapki, obrusy i szaliki z alpaki. Z tego, co nam powiedziano, to wszystko jest barwione w naturalny sposob (np kolor czerony jest otrzymywany z krwii malych robaczkow zyjacych sobie na kaktusach, a Peruwianki uzywaja tego jak szminki...). Przebieglismy sie rowniez kawalek Szlakiem Inkow, po kilkuset metrach dostalismy sporej zadyszki;) Mysle, ze zdjecia w lepszy sposob oddadza magie tego miejsca:)

To na tyle. Jutro wyruszamy do Aguas Calientes, a 26 listopada, w Swieto Dziekczynienia, od 4:30 bedziemy sie wspinac, a potem podziwiac najslawniejsze miejsce Ameryki Poludniowej- ruiny miasta Machu Picchu:) O tym, jak bardzo zaparlo nam dech piersiach i po ilu sekundach zwiedzania szczeki dotknely ziemi, w nastepnym poscie (wtedy beda rowniez zdjecia:)

Hawk!!

red. Oszkl

PS. Sprostowanie- swiatlo z mojej wspanialej NOKII jest BARDZO J-A-S-N-E!!!:)

wtorek, 24 listopada 2009

Dobra i zla wiadomosc :)

Witajcie!!

Ja tylko tak krotko i wlasciwie troche od czapy:)
Chcialem sie z Wami podzielic dwiema rzeczami... mila i niemila:)

1. Pamietacie jak pisalem w ostatnim poscie, ze podroz do Cuzco zajmie nam 20godz? Nic bardziej mylnego!!

Podroz ta okazala sie najwiekszym koszmarem naszej calej wyprawy... przynajmniej do tej pory! 37-godzinna podroz psujacym sie autobusem w Argentynie to przy tym pikus:)

Zaczelo sie bardzo niewinnie. Po dokonaniu rozpoznania rynku przewoznikow oferujacych przejazd na trasie Lima-Cuzco wybor padl na firme "Flores", co po hiszpansku oznacza "kwiatki".

Zdecydowalismy sie kupic troche drozsze bilety w standardzie "Cama", co m.in oznacza, ze sa 3 siedzenia w rzedzie i rozkladaja sie do prawie lezacej pozycji. Na dluzszych trasach jest to swietna rzecz. Wyjazd mial byc o 3.30 po poludniu, podroz miala trwac 19-20godz, a podczas jazdy mielismy dostac kolacje i sniadanie...

Tego pamietnego dnia wstalismy dosc wczesnie, spakowalismy sie, przeszlismy sie po okolicy, zjedlismy obiad i okolo 3.10 pojawilismy sie na dworcu.

No i tutaj zaczynaja sie atrakcje:)
Powiedziano nam, ze z powodu stajkow odbywajacych sie z blizej niewyjasnionych przyczyn nasz autobus wyjedzie o 6.45, a nie o 3.30.
No to super, mielismy ponad 3 godz czekania w niezbyt pieknej dzielnicy Peru.
Jedyna rzecz jaka wpadla nam do glowy to odwiedzenie pobliskiego supermarketu, a potem lawki w parku... co bystrzejsi czytelnicy chyba sie domyslaja o co chodzi:)

Pojawilismy sie na dworcu 6.15. Podczas czekania na autobus podeszla do nas glupio usmiechajaca sie Pani i powiedziala, ze nastapila zmiana naszego autobusu z siedzeniami typu Cama na jakiegos starego grata i ze jedyne co moga zrobic to zwrocic nam roznice... no cudownie!!
Nastepnie jeszcze dodala, ze z racji strajkow musimy pojechac "troche" dluzsza droga i podroz potrwa jakies 24-25 godz!
Kiedy zaczelismy juz troche na nia warczec w ramach rekompensaty za niedogodnosci dala nam po 2 miejsca na osobe zaraz przy toalecie:)

Nasz przepiekny autobus wyjechal z okolo 0,5-godzinnym opoznieniem... generalnie calkiem dobry wynik:)
Bardzo szybko sie okazalo, ze w toalecie nie dziala swiatlo, nie ma papieru, jest strasznie brudna, a co najgorsze... strasznie z niej smierdzi!!
Z takich innych dodatkowych atrakcji to w autobusie nie dzialala ani klimatyzacja ani ogrzewanie, na nogi bylo moze z 20cm, a o swietlach do czytania ksiazek mozna bylo zapomniec... tzn byly ale dawaly mniej swiatla niz komorka red. Oszkla... Nokia 6210:)
Generalnie to parada atrakcji.
Aha! O ile kolacja byla jeszcze w miare w porzadku to na sniadanie dostalismy po sucharku.

Noc minela szybko i nie bylo az tak strasznie zimno... natomiast dzien to byl koszmar! Goraco bylo bo klimatyzacja nie dzialala, autobus stawal co jakis czas nie wiadomo po co, wydawal jakies dziwne odglosy, napotykalismy na liczne kontrole policji, itp...
Co do postojow to pozniej sie dowiedzielismy dlaczego tak duzo ich bylo... jakis przeinteligentny pasazer wiozl sobie w luku bagazowym malego pieska, ktory co chwile musial susiu:)

Jedziemy dalej... szybko sie okazalo, ze nasze podwojne miejsca wcale nie sa podwojne. Niestety pomimo dosc ostrych sporow z zaloga autobusu musielismy ustapic miejsca...

Jedynym dluzszym postojem byla 0,5godzinna przerwa na obiad. Wszystko pieknie ale w lazienkach nie bylo wody, a po zjedzeniu posilku okazalo sie, ze nie placimy 11 soli, tak jak nam powiedziala kelnerka na poczatku... tylko 36!! Taka promocja dla turystow:)
Po dosc dlugich klotniach z chyba polowa pracownikow tej pseudo restauracji, zaczeli schodzic z ceny... najpierw bylo jakies 30 soli, potem 24... no ale my, nieugieci negocjatorzy nie zaplacilismy nic wiecej:) Generalnie to ucieklismy:)

No to jedziemy dalej...
Autobus byl juz w tak fatalnym stanie, ledwo jechal i tak w nim smierdzialo, ze zarzadzono nam zmiane autobusu....
Uradowani przesiedlismy sie do bardzo podobnego pojazdu, ktory okazal sie.... jeszcze gorszy!! Lazienka oczywiscie nie miala swiatla, tez z niej strasznie smierdzialo, tez mielismy miejsca zaraz obok niej, tez lampki do czytania nie dzialaly, klima i ogrzewanie tez nie za bardzo... generalnie autobus byl chyba lepszy tylko w tym, ze w miare plynnie jechal:)
Zeby za bardzo go nie chwalic to stale sie przegrzewal i musielismy jechac z otwarta klapa silnika:)
Nie wiem czy to jest jakis standard tej firmy, czy co...

Tak mijaly godziny, a dokladnie okolo 24 godziny, a Cuzco ani sladu.
Podrozniczka Ania poszla zbadac sprawe... najpierw dostala odpowiedz, ze "jeszcze daleko", potem, ze "jeszcze bardzo dlugo bedziemy jechac", a potem, ze "zajedziemy o swicie"!!
Po naszych szybkich obliczeniach wyszlo, ze podroz wydluzy sie do ponad 30godz!!
Otrzymalismy wyjasnienie, ze jakas powodz zalala droge i musimy pojechac kolejnym objazdem:)
Oczywiscie zadnego dodatkowego jedzenia nie dostalismy... jedynie doladowano wiecej pasazerow:)

W nocy odbyla sie jeszcze jedna klotnia z zaloga autobusu o to w jaki sposob siedzimy na naszych miejsach i ze zajmujemy za duzo miejsca... generalnie przestali nas tam do konca lubiec:)
Dodatkowo, chyba na zlosc, wylaczono ogrzewanie, przez co potwornie zmarzlismy!!

Konczac ten horror... zajechalismy na okolo 7.30 rano. Podroz trwala dokladnie 36,5 godziny!! Mozna to uznac za rekord, gdyz podczas wczesniejszej 37godzinnej podrozy w Argentynie mielismy chyba z 5cio godzinny postoj.
Dodam jeszcze, ze Cuzco od Limy dzieli moze jakies 800km!! Szybciej przejechalibysmy ta trase na rowerach!!
Taka rada na przyszlosc... jezeli bedziecie podrozowac po Peru, nigdy nie korzystajcie z uslug firmy "Flores". Zadne kwiatki z tego!!


Tak na poprawe humoru zostala jeszcze pocieszajaca wiadomosc... zycie w Peru nie nalezy do najdrozszych:)
Podczas calego dnia zwiedzania Limy...
kupilem bilet miejski, wypilem sok z wyciskanych pomaranczy, zjadlem dwudaniowy obiad, skorzystalem z uslug pucybuta (pierwszy raz w zyciu), kupilem sobie deser ze swiezych truskawek, znowu wypilem sok z wyciskanych pomaranczy, wrocilem taksowka do hostelu... calosc wyszla mnie.... uwaga, uwaga!! 13zl!!:) No jest drogo:)

To by bylo na tyle. Mialo byc ktorko, a znowu wyszlo dlugo...

Klaniam sie z Cuzco.
Red Kaczy

piątek, 20 listopada 2009

Kanion Colca i obsr*** wyspa:)

Ponownie wita Red. Kaczy!!

Po pierwsze chcialbym zaznaczyc, ze celowo przed chwila wrzucilem zdjecia, a dopiero teraz pisze posta... na blogu post bedzie nad zdjeciami i jest chociaz znikoma szansa, ze go przeczytacie zanim przejdziecie do zdjec:)

Znowu nazbieralo sie troche rzeczy...

Red. Oszkl prosil mnie zebym napisal cos o GEJzerach:)
No wiec bylismy tam we dwojke z podrozniczka Ania drugiego dnia pobytu na Atacamie.
Cala wyprawa zaczela sie w o nieprzyzwoitej porze (godz 4.30 rano) kiedy to przyjechal po nas, o prawie godzien spozniony, autobus.
W 3 godz mielismy sie znalezc na wysokosci ok 4300m gdzie znajduja sie wspomniane gejzery.
Nigdy wczesniej nie bylismy na takiej wysokosci! Nawet w Tatrach:)
Dzien wczesniej zostalismy poinformowani jak mamy sie zachowywac, co jesc, no i oczywscie, ze nie mozemy pic alkoholu w nadmiernych ilosciach... na szczescie nie powiedzieli co to znaczy "nadmiernych":)
Same gejzery swietne! Mieszanka wody i pary wodnej wystrzeliwujace na kilkanascie metrow w powietrze!
Oprocz tego zaliczylismy gorace zrodla, ktore powstaly dzieki wspomnianym gejzerom...

Zanim plynnie przeskocze do opisu przygod w Peru jeszcze taka mala ciekawostka...
Pustynia Atacama nalezy do najsuchszych miejsc na Swiecie. W miejscowosci, w ktorej bylismy deszcz ostatnio padal raz w styczniu, raz w lutym, a wczesniej 4 lata temu!

No a teraz Peru.
Redaktor Oszkl juz napisal, ze pierwszym naszym postojem byla miejscowosc Arequipa, gdzie pozytywnie zaskoczyly nas bardzo niskie ceny i bardzo male taksowki:)
Nie mogac sie doczekac dwudniowej wyprawy do kanionu Colca miasto zwiedzilismy dosc szybko koncentrujac sie glownie na scislym centrum. Darowalismy sobie muzea i miejsca z platnymi wstepami. Zaliczylismy kilka kosciolow, ladniejszych uliczek i placow oraz miejscowe targowisko, na ktorym znalezlismy miedzy innymi suszone/smazone (wlasciwie nie wiadomo jakie ale jest zdjecie) male lamy!! Widok nie nalezal do najpiekniejszych.
Okazalo sie, ze miejscowa ludnosc wierzy, ze gdy zakopie sie taka lame w ogrodzie to przyniesie ona szczescie, urodzaj czy cos w tym stylu...
Oczywiscie dlugo nie wytrzymalismy i wieczorem zjedlismy na kolacje mieso z miejsowej Alpaki. Jest to zwierze bardzo podobne do lamy, ma jedynie bardziej porosnieta szyje wlosami. Wiecej szczegolow zna red. Oszkl, ktory stal sie ekspertem w odroznianiu tych dwoch zwierzow...
Mieso oczywiscie pyszne!!

W poniedzialek o godzinie 3 w nocy wyjechalismy autobusem na wycieczke do kanionu Colca, ktory uznawany jest za najglebszy na Swiecie kanion! Osiaga do 4200m glebokosci! Podobno w Peru znajduje sie jeden jeszcze glebszy kanion ale do tej pory nikt go nie zmierzyl:) Co ciekawe rzeke biegnaca przez caly Kanion Colca jako pierwsi przeplyneli Polacy z Krakowa, nadajac wielu miejscowym wodospadom polskie nazwy (np. Wodospad Jana Pawla II). Dzieki popularnosci szanownych Panow dostalismy znizke na cala wycieczke:)
W ogole w Arequipie i kanionie Colca spotykalismy bardzo duzo Polakow! Wczesniej bylo ich na naszej trasie doslownie dwoch, a tutaj... na kazdym kroku Polak! Slyszac na okolo polski jezyk mozna bylo poczuc sie jak w Polsce!

Po dlugiej, kretej i wyboistej drodze o godz 8 rano bylismy juz nad kanionem w jego gornym odcinku o nazwie Cruz del Condor. Nazwa bierze sie z tego, ze miejsce to jest zamieszkane przez olbrzymie, miesozerne kondory, ktorych rozpietosc skrzydel osiaga nawet 3m!!
O dziwo mielismy szczescie i trafilismy akurat na pore kiedy to kondory opuszczaly gniazda i udawaly sie na polowanie:) Nie za komfortowo czuje sie czlowiek kiedy takie wielkie ptaszyska fruwaja mu nad glowa...

Nastepnie pojechalismy do miejsca, gdzie rozpoczelismy nasza dwudniowa, piesza wycieczke po kanionie.
Oczywiscie naszego przewodnika nie bylo w miejscu, w ktorym mial na nas czekac:) Dopiero po dolaczeniu do innej grupy odnalezlismy go na trasie...
Chlopak nazywal sie Paul, nie byl zbyt wygadany ale za to mily (nawet popcorn nam zrobil). W sklad jego grupy wchodzila tylko nasza trojka, dzieki czemu bylismy najmniejsza grupa:)
Wedrowke zaczelismy na wysokosci ponad 3000m. Szlismy bardzo waskim szlakiem nad urwiskiem mijajac po drodze miejscowych wiesniakow z osiolkami, ktore sa jedynym sposobem transporowania potrzebnych rzeczy do wiosek lezacych na dnie kanionu.
Po drodze zatrzymalismy sie na obiad w pieknie polozonej Oazie, w ktorej oczywiscie spotkalismy kilkunastu Polakow, w tym bardzo mila, starsza Pania Marie, ktora prawie zwerbowala red. Oszkla do pracy w jakiejs organizacji non profit na stanowisku informatyka:)

Okolo godz 16, dotarlismy na samo dno.... kanionu oczywiscie:) Byla to przepieknie polozona oaza z drewnianymi domkami i basenami otoczona stromymi i bardzo wysokimi zboczami gor.
Zostalismy zakwaterowani w ledwo stojacej drewniano-trzcinowej chatce. Sciany byly zrobione z jakegos bambusa, a dach ze slomy, tak wiec gdyby zaczelo padac to marny nasz los:) Zamiast podlogi byla ziemia, a lozka byly pozbijane z jakichs drzew:)
Chatka oczywiscie nie miala elektrycznosci, wiec jak okolo godz 18.30 zaszlo slonce to zrobilo sie kompletnie ciemno!! Nawet wlasnych dloni z odleglosci 20cm nie bylo widac!!

Poza lichymi chatkami oaza przywitala nas rowniez basenem (do ktorego wskoczylismy jak jeszcze bylo widno) oraz bardzo dobra kolacja...

Przed pojsciem spac przez okolo godzine meczylem sie szyjac moj nowo zakupiony plecak.
W tym momencie zafunduje Wam krotka historyjke...
Moze co uwazniejsi czytelnicy zauwazyli, ze jako jedyny podrozuje bez plecaka podrecznego, mam tylko ten duzy.
Oczywiste bylo, ze na wyprawe do kanionu potrzebny bedzie mi maly plecak, podobny do tych ktore maja moi wspoltowarzysze podrozy:)
Oczywiscie mialo byc, jak to sie mowi "po taniosci ", wiec kupilem najtanszy plecak marki "Lidis" za cale 30zlotych:)
Zakup okazal sie nie za bardzo trafiony, gdyz juz jak go pierwszy raz zalozylem na plecy to zaczal sie pruc. Z kazda chwila coraz bardziej sie prul, az na jakas godzine przed dojsciem do noclegu urwaly mi sie obie szelki na raz! Musialem go niesc w rekach... niezbyt wygodne w gorach:)
W oazie naszemu przewodnikowi udalo sie zalatwic malutka igle i nici, wiec musialem troche powalczyc:)
Jezeli kogos interesuje efekt to skomentuje to tak: "szyliscie kiedys po ciemku, za mala i pogieta igla?" W dodatku szylem cos pierwszy raz w moim zyciu... az wstyd sie przyznac:)
Najwazniejsze, ze plecak dziala! Moze i wyglada zalosnie ale co z tego:)
Koniec histotyjki...

Po zimniej i ciemniej nocy spedzonej na samym dnie kanionu wstalismy o 4.30 rano. O 5 mielismy zaczac wspinaczke na najblizszy szczyt. Okolo 1,5 km przewyzszenia na odcinku 7km. Dosc stromo.
Nasz przewodnik powiedzial nam, ze przecietnie wejscie na gore trwa okolo 4godz. Nam jako, ze jestesmy szybcy powinno sie udac wejsc w 3 godz. Rekord turysty z jego grup to 1h40min, natomiast rekord wsrod wszystkich turystow to 1h28min.
Pewnie zgadniecie co zrobilem... wystrzelilem jak z procy do gory:) Na trasie prawie wyplulem pluca ze zmeczenia no ale efekt byl taki, ze wszedlem na szczyt w... 1h15min! Nowy rekord!!:)
Redaktor Oszkl i podrozniczka Ania tez staneli na wysokosci zadania. Michal wszedl w 1h45min, a Ania w 2h20min. Bylismy najszybsza grupa:)
Tak zeby nie bylo, ze jestesmy takimi kozakami to dodam, ze nasz przewodnik, ktory jest podobno najszybszy wsrod przewodnikow zrobil ta trase w godzine!! Jakis mutant!

No dobra, tyle ciekawostek...
Po wejsciu na gore czekalo na nas pyszne sniadanko w postaci jajecznicy. Nastepnie bylo okolo 1,5 godz czekania na autobus i powrot do Arequipy. Po drodze zachaczylismy jeszcze o gorace zrodla, gdzie znowu bylo pelno Polakow. Pojechalismy tez na najwyzszy punkt w okolicy, na ktory da sie wjechac autem... Uwaga, uwaga... 4930m!! No bylo wysoko!

Po strasznie niewygodnej, meczacej, 5-cio godzinnej jezdzie autobusem dotarlismy do Arequipy tylko po to zeby zabrac bagaze i wsiasc do kolejnego autobusu jadacego do Pisco... kolejne 12 godz.
Pisco okazalo sie mniej porywajace niz sie spodziewalismy, glownie z powodu trzesienia ziemi jakie mialo tutaj miejsce 2 lata temi. Peruwianczycy jeszcze sie nie ogarnieli ze sprzataniem i remontami po tym kataklizmie.
Postanowilismy skorzystac jedynie z glownej atrakcji oferowanej przez miejscowe biura turystyczne, a mianowicie wycieczki lodzia na wyspe z roznymi dziwnymi zwierzetami.... pingwinami, lwami morskimi ale glownie tysiacami ptakow!!
Bardzo szybko wyspa ta zostala przez nas nazwana "obsr*** wyspa". Wszedzie latalo tyle ptakow, ze naprawde trzeba bylo miec szczescie zeby cos smierdzacego na Ciebie nie spadlo. Nawet w przewodnikach doradzaja, zeby zabrac ze soba jakies nakryca na glowe:)
Generalnie tylko mi sie udalo... podrozniczka Ania dostala w spodnie, a red, Oszkl prosto w aparat!:)
No ale podobno przynosi to szczescie:)

Po wycieczce zabralismy nasze manatki i pojechalismy do Limy. Oczywiscie autobusem ale jedyne 4 godzinki:)

W Limie spedzilismy dzisiaj pierwszy dzien na... nie robieniu niczego konstruktywnego:) Polezelismy pol dnia na plazy, kapalismy sie w Oceanie Spokjnym, 2 razy jedlismy obiad, zrobilismy zakupy... no i to by bylo na tyle:) Mozna powiedziec, ze byl to nasz pierwszy dzien odpoczynku.

Jutro mamy w planie calodzienne zwiedzanie Limy, a pojutrze jedziemy juz do Cuzco do Doliny Inkow! Machu Picchu i te sprawy:) Juz nie mozemy sie doczekac!!
Oczywiscie trase do Cuzco pokonamy autobusem... jedyne 20godz:) Pokochalismy juz ten srodek transportu. Lacznie spedzilismy juz w nim okolo 220 godz, czyli niedlugo bedzie 10dni!! Mozna zwariowac!

To by bylo na tyle.
Mam nadzieje, ze nie umarliscie z nudow...

Moje uszanowanie,
Red. Kaczy


Ps. Na koniec jeszcze informacja z ostatniej chwili... ogolilem sie!:)

Oczywiscie zdjecie wykonane w trakcie golenia... ktora polowa lepsza?:)

Kolejna dawka zdjec...

Przed Wami kolejna porcja zdjec..
Co prawda niedawno wrzucalismy ich bardzo duzo ale wiemy ze wolicie ogladac zdjecia zamiast czytac nasze posty:)

Na poczatek kilka wyjasnien gdyz pojawily sie pytania wiernych czytelniczek:
1. Zdjecia zawsze wybieramy z red. Oszklem razem
2. Mi przypada zaszczyt zamieszczania zdjec na blogu
3. Czesc opisow wymyslam ja, a czesc razem. Do niektorych czasem jestem zmuszany albo szantazowany...

No a teraz czas na foty:

San Pedro de Atacama


Nasz hostel


Laguna czy inna rzeka...


Red. Kaczy posrodku niczego


Nad ktoras z lagun na Atacamie


Gejzer


Z podrozniczka Ania w gejzerowych cieplych zrodlach


Ale maja wielkie.... kaktusy!:)


Zachod slonca nad Atacama


Nie wiem co ja tutaj robie... raczej nie odlece:)


Arica w calej okazalosci...


... i nasz nowoczesny hostel:)

Kolejne zdjecie z serii: "Szkoda, ze nie jechal samochod":)


Red. Oszkl i podrozniczka Ania tuz przed aresztowaniem...


Przeolbrzymie taksowki w Arequipie


Lama pod troche inna postacia


Ile najwiecej w zyciu widziales owocow, na raz?:)


"Best price for you my friend"


Z serii: "podroze z autystycznym dzieckiem"


Wykonczony red. Oszkl


Macie kupca na peruwianskie zabawki?:)


Najglebszy kanion Swiata, kanion Colca


Podczas zejscia do kanionu...

Wielki kondur


Red Oszkl z kaktusem...


W takiej chatce spedzilismy noc w kanionie...


A tak wygladala w srodku:)


W oazie niektorzy odpoczywali, a niektorzy ciezko pracowali...


Stamtad weszlismy...


...w czasach (od lewej): 1h15min, 1h45min, 2h20min, 2h21min (nasz przewodnik)


No siema:)


Dywan z ptakow...

niedziela, 15 listopada 2009

Sucho, bardziej sucho... Atacama :)

Witam Czytelnikow!!

red. Oszkl wita z Peru. Nasza trojca dotarla kilka godzin temu do Arequipy, ktora jest naszym pierwszym przystankiem w panstwie lamy i swinki morskiej. Ale po kolei;)

Pozegnalem sie z Wami w Valparaiso:) Czekala nas dluuuga podroz, bo az 23 godziny:) Na szczescie juz troche przywyklismy do takich odlegolsci, jakos dalismy rade:) Do San Pedro de Atacama dotarlismy wieczorem. O samej miejscowosci... no taka wioska na srodku pùstyni:) A pustynia jest OGROMNA!!:) Sama Atacama nie az tak bardzo... ale za to jak sie obudzilem w autokarze rano o 8, to do 16 widzialem juz tylko pustynie z kilkoma gorami na horyzoncie:) Jak to sie mowi- nie ma jak ciekawy krajobraz:P

Mieszkalismy troszke na uboczu, ale za to klimat hostelu byl calkiem niezly:) Poniewaz jestesmy ogarnietymi podzonikami, tego samego dnia zorganizowalismy sobie wycieczke na dzien nastepny:) A bylo co podziwiac... po pierwsze niesamowite widoki, po drugie znajdowalismy sie dokladnie na Zwrotniku Koziorozca:), bylo tez typowe chilisjkie jedzenie, czyli zupa jarzynowa (dokladnie taka sama jak w Polsce:P) i gulasz z jakims cuscus czy cos takiego:P Byla tez niespodzianka, czyli gora, ktora wytwarza tak duze pole magnetyczne, ze gdy nasz kierowca minibusika zatrzymal sie przed wzniesieniem, to samochod "sam" zaczal wjezdzac pod gorke:D:D takie czary- mary:) Na koniec byla jeszcze wyprawa na pustynie solna, gdzie urzeduja flaminigi:) I w tym miejscu mala dygresja...

Co niektorzy z czytelnikow wiedza, ze jestem pasjonatem robienia zdjec:P czytaj ostatni sylwester;) Ale ku mojemu i red. Kaczego zdziwieniu podrozniczka Ania bije mnie na leb i szyje:) Otoz bedac ok kilkunastu minut na wyzej wspomnianej pustyni solnej, gdzie chodza sobie flamingi, zrobila, i tutaj uwaga:), 61 zdjec flamingow, co oczywiscie bylo tylko czescia zdjec z tamtego miejsca:) Ale chcialbym tez podkreslic, ze pod. Ania ma znacznie lepiej opanowana sztuke fotografowania niz ja, wiec po powrocie az milo bedzie te zdjecia ogladac:)

Wracajac do dalszych atrakcji:) Nastepnego dnia pod. Ania i red. Kaczy wybrali sie na gejzery, ale szczegoly tej wyprawy opisze red. Kaczy w "zalaczniku":)

Naszym nastepnym celem byla Arica, znajdujaca sie (prawie) na granicy z Peru. Miasto powiedzmy ok, liczylismy na to, ze poplywamy w Oceanie Spokojnym, ale niestety pogoda byla srednia... Ale za to mieszkalismy w bardzo klimatycznym hostelu- mi osobisice przypominal lata (najwyzej) 80-te w Polsce:)

Z Arica udalismy sie na przejscie graniczne do Tacny ogromnym, amerykanskim krazownikiem:) To taki sposob Chiliczykow na zarabianie kasy- zamiast busow, zabieraja ludzi do Peru swoimi samochodami (6 lub 7 osobowymi) do Peru:)

A jak juz o Peru mowa... tutaj krajobraz rownie lekko monotonny:) Oprocz pustyni (widzielismy dzisja fotomorgane:D:D - nie, to nie byla oaza i fajne dziewczyny, a jedynie "woda" gdzies w oddali) doszly takze ogromne kaniony:) Po 6 godzinach w busie daotarlismy do wspomnianej Arequpiy:)

O miescie za duzo nie napisze, bo jest juz noc i zwiedzanie zostawilismy sobie na jutro:) Powiem o dwoch innych rzeczach. Po pierwsze taksowki:) jest ich pelno, sa zolte i... sa to Daewoo Tico:) czyli giganty:) Mielismy obawy, czy wejdziemy razem z bagazami, ale jakos cudem sie udalo:) A druga rzecz jest powiazana po czesci z taksowka... Cena przejazdu:) Za ok. 15 min zaplacilismy 4 sole (LACZNIE!!), czyli mniej niz 4zl:) Co wiecej, nie tylko taksowki sa takie tanie:) W pierwszej napotkanej knajpie zestaw menu, czyli zupa i drugie danie (kurczak, ryz i salatka) kosztowaly... 2,5 zl:D My troche poszalelismy i na rynku zjedlismy za ok 10-13zl:) Co mnie troche bardziej zmartwilo- ich typowe dania sa znacznie drozsze- swinka morska czy mieso z lamy kosztuja ok 30zl (ale i tak kiedys sie na to skusimy:D)

Dodam na koniec, ze w poniedzialek wybieramy sie na 2-dniowa wyprawe do najglebszego kanionu na swiecie- Kanionu Kolka, ktory ma ponad 3km glebokosci:)

Hawk!!

red. Oszkl

poniedziałek, 9 listopada 2009

Chiiiiile;)

Czolem!!

po duzej dawce zdjec, przyszedl czas na kilka suchych informacji:)

Jestesmy juz w Chile, po przeprawie przez Andy, gdzie jak bylo widac na zdjeciach, sniegu wiecej niz w Polsce:P

Pierwszym przystankiem byla stolyca, czyli Santaigo:) miasto niczym specjalnym sie nie wyroznilo, troche w stylu kolonialnym, kilka ciekawych architektoniecznie budynkow, ladne metro i kiepski hostel... Tak w kilku slowach mozna opisac Santaigo:)

Nastepnym przystankiem bylo Valparaiso, nadmorska (w sumie to nadoceaniczna) miejscowosc wpisana na liste UNESCO. Powiedzmy, ze widoki porownywalne do Salvadoru czy Ouro Preto, wiec nie bylismy za nadto zachwyceni:) jedyna rzecz ktora wyroznia to miesjce sa zabytkowe windy z przelomu XIX i XX wieku:)

A dzisiaj wieczorem smigamy na polnoc Chile, gdzie czeka na nas najsuchsza pustynia swiata (Atacama) z gejzerami, flamingami i innymi mumiami:)

Hawk!!

red. Oszkl

PS. Dobilismy juz do 150 godzin w srodkach transportu:) Dzisiaj "jedyne" 22h;)
PS2. Jak sie podobaja zdjecia...?

niedziela, 8 listopada 2009

Zdjecia, zdjecia i jeszcze raz zdjecia...

Valparaiso

Artyzm red. Kaczego

Nie tylko Wy macie snieg!!

Wasi redaktorzy

Postoj na Ruta 40

Patagonia

Red. Kaczy pod Matternhornem...

Red. Kaczy na skale

Podrozniczka Ania w calej okazalosci

No jest pieknie

Wyzej sie nie dalo

Lago Torres

Lapiac stopa 2tys km od celu:)

Nic dziwnego, ze nic nie zlapalismy...

End of the road...

I wszystko jasne

Ale Burak:)

No duzy ten lodowiec...

Szkoda ze auto nie jechalo...

Patagonia

Droga

Niebo

Kierowca i pilot w trakcie przerwy

Ziemia Ognista

Red. Kaczy na Ziemii Ognistej...

Widzieliscie rejestracje i pasazera specjalnej troski?:)

Aby pamietano o nas na Ziemii Ognistej

Na szlaku w El Chalten

Pawel Jumper...

i jego uczen:)

Ushuaia

Red Oszkl na lonie... natury:)

Podrozniczka Ania w calej okazalosci... bez nog

Artyzm red. Oszkla

I oto my... trojka na koncu Swiata

Red. Oszkl dotarl na Antarktyde... prawie

Titanic w Ushuaia... kiedy zatonie?:)

Gorace tango... szybko sie nauczylismy:)

La Boca w Buenos

Ile najwiecej widziales w zyciu psow, na raz?:)

Goraca atmosfera przed Super Clasico

Oprawa meczu... prawie jak na polskiej lidze

ULTRAS z River Plate

Takie tango... tylko w Buenos

Mozna wygrac Human Race w Buenos Aires? ...no mozna!!

Ostatnie chwile z Kubutkiem... w Buenos

Polski akcent w Buenos

Prawie jak w domu...