piątek, 28 sierpnia 2009

w 70 dni...

Ponownie wita red. Oszkl,

tym razem będzie bardziej o przyszłości, niż przeszłości:)

Ze spraw bieżących, to dalej chodzimy na zajęcia, robimy case'y i piszemy prace domowe... czyli zupełnie, jak nie na studiach:) Ale jakoś przywykliśmy do tego:)

No i generalnie jest ciężko... bardzo ciężko. Nie dość, że śpimy jakieś 8-9 godzin dziennie, to jeszcze te imprezy w weekend, piwa w tygodniu, poza tym jakiś sport, wspólny obiad z innymi Erasmusami... nie wdając się w szczegóły- harujemy;)

Miało być o przyszłości:) Miłe chwile w Sao Paulo za niedługo będą się miały ku końcowi (tak, tak- semestr kończy się nam 8 października: pozdrawiam z tego miejsca studentów z Polski:D) i trzeba będzie wyruszyć na podbój Ameryki:) Tak jak Kolumb czy Vespucci, a potem Cortez i Pizzaro będziemy penetrować, odkrywać i zwiedzać (ale nie plądrować, podbijać i gwałcić!!!)

Ale, ale!!! Na początku października przybywają posiłki- z Polski:D i JU-ES-END-EJ (czyt. USA;). Mianowicie z Polski przybywają: podróżniczka Ania, podróżniczka Agata i jej amigo podróżnik Bun, a z zimnej Alaski autorzy konkurencyjnego bloga red. Flisiak i red. Miluś. Jak widać po ekipie... oj będzie się działo:)

Pewnie jesteście ciekawi, co będziemy odkrywać. W związku z tym poniżej zamieszczam kołowo-liniową trasę naszej wyprawy:


Jak widać, trasa nie jest jeszcze doprecyzowana w 100%, ale ciągle nad tym pracujemy;) Czerwoną linią (okręgiem;) oznaczone są miejsca, które mamy w planie zobaczyć, natomiast zielona linia, to prawdopodobna trasa naszego szwajcarskiego Airbussa do Europy (17.12 będziemy już na Starym Kontynencie;)

Ciekawostki:
- jest ciepło: 25 stopni i świeci słońce:)
- robimy postępy w portugalskim (właściwie mam ochotę powiedzieć brazylisjkim- o tym dalej). Red. Kaczy potrafi już zrobić pełne zakupy (w sklepie samoobsługowym), red. Oszkl (ja) jest w stanie powiedzieć "dzień dobry" cieciowi w klatce. W sensie "Bom Dia" (bez słownika!!)
- portugalski w Portugalii to zupełnie coś innego, niż portugalski w Brazylii. Do tego stopnia inny, że spotkany przez nas w środę Portugalczyk stwierdził, że z wykładów na które uczęszcza (po portugalsku) rozumie ok 10-20% słów:) dobrze, że Polacy nie mieli nigdy problemów z tymi koloniami;)
- dementuje informację o tym, że red. Kaczy uczęszcza na basen. Przynajmniej dotychczas:) A to dlatego, że basen jest odkryty, a przy temp. 14 stopni ciężko było pływać... Więc nie jego wina w sumie;)
- Wraz ze wzrozstem temperatury, zagęszczenie ŁADNYCH Brazylijek na metr kwadratowy się zwiększa (jak było zimno, to siedziały w domu:/ W sumie bardzo nas to cieszy:)

Koniec ciekawostek. Koniec posta. Idę na siatę:)

Hawk

red. Oszkl

PS. Bym zapomniał. Tytuł to ilość dni, jaką będziemy mieli na podbicie Ameryki...

niedziela, 23 sierpnia 2009

Impreza u Bogdana... tanio nie jest:)

W niedzielny poranek (jest godz 15.00) wita red. Kaczy:)

Jako, że red. Oszkl ostatnio za dużo się rozpisuję to tym razem postanowilem Go uprzedzić i sam cos napisać:) Nie bylo to trudne bo red. Oszkl "rochorowal się" po wczorajszej imprezie i nie wygląda na chętnego do napisania czegokolwiek:)

Tak więc po kolei... od początku tygodnia każdy mówil o sobotniej imprezie organizowanej przez wydzial prawa naszej uczelni. Wszyscy znajomi zapowiadali się, że pójdą, więc nie moglo zabraknąć dwóch największych imprezowiczów z Polski!:)
Kupno wejsciówek nie należalo do najprzyjemniejszych... Uwaga! 1 bilet kosztuje 110zl! Na studencka imprezę! Do tego jeszcze szatnia prawie 20zl! Nie chcecie wiedziec ile kosztują tutaj inne imprezy w weekend! Można zaplacić nawet 500zl za wstęp! Jakas maskara!

Wysoką cenę rekompensuje fakt, że impreza jest z open barem:) Oznacza to, że dla co niektórych "mocniejszych zawodników" cena za wejscie staje się wyjątkowo atrakcyjna:)

Co do samego klubu to byl inny niż wszystkie, które odwiedzilismy do tej pory. Dwa duże bary, a reszta to wielki dance floor:) Oprócz tego mala scena i kilka metalowych rurek... nie wiadomo po co:) Poźniej się dowiedzielismy po co:p

AAA! Najważniejsza rzecz! Jedyna wódka jaką lali w tym klubie to WYBOROWA!! Tak, tak... nasza polska! Taka sama jaka stoi na pólkach w supermarketach w Polsce!:) Tak milo nam się zrobilo, że od razu przystąpilismy do intensywnej konsumpcji:) Red. Oszkl do nawet zbyt intensywnej... oszczędzę Wam szczególów:)

Tak więc impreza byla bardzo udana. Najpierw mielismy rozgrzewke w 400 metrowym mieszkaniu Holendrów, a potem bawilismy sie w klubie od godz 11 do ok 7 rano. Wracalismy porannym autobusem razem z ludzmi jadącymi do kosciola, na zakupy czy cos:) Smieszne uczucie:)

Ok, powoli bede konczyl. Trzeba się za naukę zabrać. Na jutro mamy do przeczytania kilka, nie krótkich artykulów na "Brazilian Economy", zrobienie prezentacji na "Legal Framework for International Business", prezentację na "Marketing in Latin America". Oprócz tego artykul na Marketing, Assignment na "Negotiations". Jakby tego bylo malo to w miesiąc musimy jeszcze przeczytać 2 książki na "Negotiations"... No cóż, nikt nie mówil, że będzie latwo:)

Pozdrawiam

Red. Kaczy

Ps. Ciekawostka z ostatniej imprezy... Jak sie zamawia jedną tequile to barmanka od razu podaje Ci trzy:) Obowiązuje tutaj taka zasada, że trzeba conajmniej 3 wypić za jednym razem... w przeciwnym wypadku barmanka robi się zla:) Mogliby u nas też takie zasady wprowadzić:)

wtorek, 18 sierpnia 2009

No i sie zaczelo...

Oi!!

tym razem znowu bedzie przewaga tekstu nad zdjeciami... w sumie to zdjec w ogole nie bedzie;)

Tak jak w tytule, zaczelismy razez z red. Kaczym semestr. Ultrakrotki semestr:) A to dlatego, ze zaczal sie 17 sierpnia, a konczy sie na poczatku pazdziernika:) Ale, ale- studia tutaj znacznie roznia sie od tych w Polsce- najwazniejsza jest systematycznosc (tak mawiala moja matematyczka z LO), wiec niestety "trza sie bedzie uczyc":)

Ale jak dotychczas zajecia sa ok- marketing w Ameryce Lacinskiej, system prawny a dzialanosc firmy na rynku globalnym, negocjacje oraz rzad a spoleczenstwo (interpretacja z angielskiego na polski BARDZO swobodna;). Ponadto chodzimy z red. Kaczym na kurs portugalskiego, a poniewaz grupa poczatkujacych nam nie pasowala (inne zajecia w tym czasie), poszlismy dzisiaj na grupe "sredniozaawansowana 1" (poziom 2 na 4 mozliwe):D jakby to ujac... mialem wrazenie, ze wiem duzo, duzo mniej, niz na pierwszych lekcjach niemieckiego na SGH:D wunderbar....

Po kilkupostowej przerwie postanowilem wrocic do ciekawostek. Oto one:
- biurokracja w Brazylii jest PRZESTRASZNA!!! kazdy student z wymiany musi zarejestrowac sie na policji- nie dosc, ze zaplacilem ponad 200 reali (wliczajac "autoryzacje ksera paszportu", zdjecia i transport), to w dodatku czekalem w tym durnym urzedzie 3 godziny na maly swistek papieru. Tragedia

- Wczoraj byl dzien "organizacyjny" na uczelni. Oficjalny. Przedstawiali uczelnie, organizacje studenckie itp. Ponadto byly tez osoby "oferujace" zakwaterowanie dla studentow... Padlo pytanie ile osob nie ma jeszcze zakwaterowania... Nie napisze ile osob sie zglosilo, ale podpowiem, ze wieszkosc osob jest tutaj ok 4 tygodni:) zorganizowanie i pomoc Brazylijczykow:>

- dzisja pada. Bardzo pada:(

- Za ostatnia ciekawoste pewnie zostane zlinczowany przez niektorych/niektore z Was (chyba bardziej te drugie;)- co marketing, to marketing, nie wazne czy Ameryki Lacinskiej, czy Sri Lanki... przynajmniej po pierwszych zajeciach;)

Koniec ciekawostek. Ide czytac case'a i pisac wypowiedz na jutrzejsze zajecia. I to ma byc wakacyjny sierpien!!!??

Hawk!!

red. Oszkl

piątek, 14 sierpnia 2009

Obiecane zdjęcia

Po powrocie z Bahia wita opalony na czekoladkę red. Kaczy!

Ponieważ red. Oszkl uraczyl Was przedlugim tekstem, to teraz ja wrzuce pelno zdjec... równowaga musi być:)

Na wstępie chcialbym przeprosic za opóźnienie (obiecalem wrzucić zdjęcia już wczoraj). Jego powodem jest nadmiar zrobionych przez nas zdjęć i problemy z wyborem tych najlepszych:)
Mam nadzieję, że nam wybaczycie, a szczególnie obserwatorka "Kasia", która publicznie zwrócila nam uwage w jednym z komentarzy:)

Aha, żeby nie bylo, ze tylko z red. Oszkla jest taki sportowiec to ja dodam, ze oprócz silowni zapisalem sie na basen i staram się regularnie biegać:) Aha! Poważnie myslę jeszcze o zapisaniu się na nauke gry na bębnach, która też jest w ofercie centrum sportu na naszej uczelni:)

Ok, teraz zdjęcia... (żeby nie bylo, razem wybieralismy)


Cala ekipa w komplecie


Uliczka Salvadoru


Kolory Salvadoru


They don't care about us ... pamiętacie teledysk?


Salvador z promu


A ten skąd się tutaj wziąl? Obserwatorko Gabi, czy widzisz napis na przodzie?:)

Ze specjalną dedykacją dla Królowej (czyt. obserwatorka Madinga)


Czy to lepsze? Co myslisz Królowa?:)


A może to?:p


Nasza plaża.pl


Capoeira na plaży


Kto tak potrafi?:)


Lepszy jestem co nie?:) Podobno zwie się to "Berimbau".


Jazda bez trzymanki... prawie


Dwa osly:)


Latarnia... czy cos


Zdjęcie z naszej plaży.pl


Nasz Freund aus Deutschland


Polish boyfriend


Rozgwiazda


"Proszę Państwa Pan Pawel będzie skakal"


Full artyzm


No jest wysoko...


Widać, że wciągam brzuch?:) W tle nasza węgierska wpsóllokatorka.


Zapomnielismy PINu...


Ciekawe czy starczy nam koki do końca wyjazdu?:)

Relacja z wyjazdu

Po długiej przerwie wita Was red. Oszkl.

Od razu chcę podkreślić, że post będzie długi, aczkolwiek postaram się, aby nie był BARDZO nudny, tak, żeby nie zamęczyć Was na śmierć (na sen;).

Po pierwsze nawiązując do poprzedniego posta red. Kaczego, jak najbardziej pozdrawiam Was, Drodzy Czytelnicy, w każdym publikowanym tutaj poście (punkt dla mnie;)

Ale przejdźmy jednak do meritum.

Wszystko zaczęło się 2 sierpnia, późnym wieczorem, kiedy to trzeźwiejąc po sobotniej imprezie, rozpoczęliśmy wielkie pakowanie. Wielkie dlatego, że należało zabrać tyle rzeczy, aby wystarczyło na 10 dni podróżowania, a z drugiej strony, aby żebra się nie łamały pod ciężarem plecaków:) Obydwa warunki udało się spełnić (językiem statystycznym obydwie hipotezy zostały odrzucone;). Spakowani, niewyspani, jednak pełni pozytywnej energii zabraliśmy się do taxi ok. 3:50 na przystanek Barra Funda, skąd darmowym autobusem, bez większych kłopotów zostaliśmy przewiezieni na lotnisko Capminos, które w sumie ma się tak do Sao Paulo, jak lotnisko w Gdańsku do Warszawy (oczywiście odległościowo). A na lotnisku... niespodzianka!! A jak! przecież w życiu nie może być ciągle miło i przyjemnie. Okazało się, że wszystkie reklamy MasterCard czy Visa to jedno wielkie g***- nie można nimi płacić na całym świecie, a na pewno nie w biurze brazylijskich linii lotniczych Azul:) Po ok 30 minutach kombinowania, szukania gotówki po kieszeniach udało się zebrać wystarczające środki (część została zapłacona duńską kartą kredytową przez naszego towarzysza- Saschę- Niemca z krwi i kości;).

Ale ponieważ w naturze zawsze występuje równowaga, chwile stresu zostały zrekompensowane poprzez wcześniejszy lot. Tak, tak- w Brazylii tzw rebooking jest jak najbardziej możliwy- baaa, w dodatku jest bezpłatny, Wystarczy podejść do supervisora i powiedzieć, że ma się bilet na 11:35, ale, że jest dopiero 8:30, to czy można lecieć samolotem o 9:30. Nie dość, że odpowiada w ciągu 2 sekund "tak", to jeszcze dostajesz w samolocie miejsca w klasie business:) Żyć, nie umierać!!!

No więc Bom Viagem!!!!


Po 2 godzinach przyjemnego lotu docieramy do Salvadoru, stolicy stanu Bahia (bahia po portugalsku to zatoka), ponoć najbardziej "czarnego" miasta na świecie poza Afryką. I rzeczywiście- oprócz turystów, spotykaliśmy tylko czarnoskórych Brazylijczyków. Gdy czekaliśmy na autobus do centrum miasta, red. Kaczy poderwał dwie (sympatyczne:P, żeby nie było) Amerykanki, z którymi zabraliśmy się do hostelu, który okazał się być bardzo dobrym miejscem wypadowym, z oryginalnym rastafarańskim klimatem oraz bardzo dobrymi śniadaniami;)

Co do samego miasta:) Moja subiektywna ocena to 10/10 w skali 10;) Miejsce po prostu fantastyczne!!! Salvador można odkrywać każdym zmysłem- przechadzając się po klimatycznych uliczkach, uczestnicząc w koncercie samby, grając na ulicy capoeire, oglądając kolorowe obrazy, czy w końcu czując charakterystyczny, ostry zapach potraw przyrządzanych na ulicy przez miejscowe kobiety:):) Miasto można jak najbardziej zaliczyć do tych "magicznych"- nie mogę go porównać do żadnego innego, w którym miałem okazję być wcześniej.
W tym miejscu wspomnę trochę o naszym składzie:) Zamiast 7 osób było nas 6 – Francuska Alice w ostatnim momencie zrezygnowała:/ 6, czyli: Krisztina Węgierka (dla niewtajemniczonych nasza nowa współlokatorka:>), Sascha- najmniej niemiecki Niemiec, jakiego znam:D, Kasia- reprezentantka SGH, jej przyjaciel Adam, który jest pół Polakiem, pół Amerykaninem, a ponadto jeszcze Argentyńczykiem, Syryjczykiem, trochę Chorwatem, Bułgarem i Włochem- jednym słowem- dziecko globalizacji;), red. Kaczy oraz ja w swojej skromnej osobie;)
Jednak mieliśmy szczęście spotkać również naszych ziomków z FGV, tj. studentów z Francji, Włoch, Szwajcarii, Holandii i jeszcze kilku innych krajów. Dlatego też nie mogliśmy narzekać w żadnym wypadku na brak towarzystwa:)
Po spędzeniu 2 dni w Salvadorze postanowiliśmy przenieść się bardziej na południe. Kierunek- wyspa I****, a dokładniej miejscowość Morro de Sao Paulo:) Jednym słowem RAJ NA ZIEMI!!! Pomimo, że miejsce przywitało nas rzęsistym deszczem, to i tak dało się wyczuć tropikalny klimat. Oczywiście kolejne dni to 100% słońca oraz temperatura nie schodząca poniżej 20 stopni (oczywiście w nocy:)) Na wyspę można się dostać jedynie za pomocą łodzi, na miejscu rolę chodników pełnią dróżki usypane z piasku, a co najważniejsze- na wyspie nie ma w ogóle SAMOCHODÓW!!! Myślę, że zdjęcia w lepszym stopniu oddadzą czar tego miejsca, więc odsyłam Was do linka ze zdjęciami, który znajduje się na końcu posta:) Dodam jeszcze, że w tym miejscu razem z red. Kaczym staliśmy się wiernymi fanami caipirinha (truskawkowej, ananasowej, winogronowej, mango, mieszanej- generalnie każdej:D).
Po spędzeniu 4 dni na cudownej wyspie postanowiliśmy ruszyć dalej:) Cel- dalsza penetracja południowej części stanu Bahia. Jednak, aby to uczynić, musieliśmy wrócić do Salvadoru, skąd wypożyczyliśmy samochód. W tym miejscu nauczka na przyszłość- jeśli podczas podróży przybłąka się do Was jakaś zagubiona turystka, która a) jest z Norwegii b) jest od Was starsza o 10 lat c) jest TRAGICZNA, to nigdy, ale to przenigdy nie zabierajcie jest z sobą. My taki błąd popełniliśmy- w celu zmniejszenia kosztów wynajęcia samochodu, zdecydowaliśmy się na podwiezienie owej Norweżki (nawet nie wiem, jak miała na imię ;P) do miejscowości Itacare (o miejscu później). Nie dość że gadała głupoty, wymądrzała się co krok, krytykowała każdy naród poza Norwegami, to jeszcze okazała się marudą i panikarą:/ Jak już red. Kaczy wspomniał naszą wspaniałą rakietą był Fiat Doblo 1.8, który „dał radę”:). Co więcej, drogi w Brazylii również sprawiły dużą niespodziankę- dobra nawierzchnia bez dziur:). Jednak nie ma tak dobrze- nie wiadomo z jakich powodów brakuje im metalu na stawianie znaków drogowych, przez co generalnie nie wiedzieliśmy, gdzie dokładnie się znajdujemy, nie mówiąc już o skrzyżowaniach , zakrętach i tym podobnych;) Pomimo, że na mapie odległości nie wyglądały na duże…. Okazały się ogromne;) po przejechaniu jakichś 350km drogą ekspresową dotarliśmy do skrzyżowania z napisem „Itacare”. I w tym momencie zaczęła się zabawa:) 50 kilometrowy odcinek, przypominający odcinek specjalny rajdu Dakar, tylko że w dżungli:) owe 50km przejechaliśmy dokładnie w 3,5 godziny:) jadąc w ciemnej du***, po gigantycznych wybojach, modląc się, czy za następnym zakrętem nie czeka jakiś straszny stwór, banda zbirów, wielki konar, przepaść, czy kałuża nie do przejechania:) W tym miejscu wielki szacuj dla red. Kaczego, który dzielnie przez te 3,5 godziny dzielnie manewrował pomiędzy wielkimi dziurami, jadąc ze średnią prędkością 15km/h (czyli 10 razy mniej niż normalnie) a ponadto nie reagował na krzyki, piski i przepotworne marudzenie wcześniej już wspomnianej Norweżki:)
Szczęśliwie dotarliśmy do Itacare:) Przy wjeździe do miasta (no może jakieś 5 km przed) spotkaliśmy na drodze „człowieka pierwotnego”- czarny mężczyzna pomalowany jakąś białą farbą, totalnie nagi, siedział w kucki na skraju drogi i zajadał się jakimiś liśćmi… Mi osobiście ten widok zmroził krew w żyłac:) A dookoła dżungla, dżungla i jeszcze raz dżungla:)
Początkowo Itacare nie zrobiło na nas wrażenia, wiec postanowiliśmy zaraz po „wyrzuceniu” z samochodu Norweżki udać się dalej na południe do Porto Seguro. Jednak widok bajecznej plaży przekonał nas do tego, aby zostać tam jeden dzień. Strzał w dziesiątkę!! Plaża była dużo lepsza, niż w Morro de Sao Paulo (szczególnie olbrzymie fale:)), a w dodatku pograłem trochę capoeiry z miejscowym:D Ponadto wieczorem zaszaleliśmy z obiadem i zamówiliśmy jakieś pyszne owoce morza (przy okazji „pysznie” za nie płacąc;) w bardzo fajnej restauracji o nazwie „berimbau”:)
Ostatniego dnia pojechaliśmy jeszcze na południe do Porto Seguro, jednak to miejsce nie wyróżniło się niczym szczególnym, więc nie będę się tutaj o nim rozpisywał. Na koniec jeszcze tylko 11 godzin podróży z Porto Seguro do Salvadoru, 2 godzinny lot do Sao Paulo i po 10 dniach znowu znaleźliśmy się w ogromnej metropolii. Ale wreszcie jest ciepło i świeci słońce:)
Gratulacje dla tych z Was, którzy dotarli do tego miejsca. W nagrodę po pierwsze nie będę Was już męczył kolejnymi informacjami, a po drugie przesyłam linka ze zdjęciami: http://picasaweb.google.com/michal.oszkiel/BlogBahia#
Hawk!!
Red. Oszkl
PS. Wczoraj mieliśmy dwa wykłady. Obydwa były odwołane :( :(
PS2. Razem z red. Kaczym zapisaliśmy się na siłownię, ja ponadto na capoeirę i siatkę:D

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Zyjemy!!:)

Witam wszystkich wiernych czytelnikow z miejscowosci o nazwie Itapara, Itacara, Itaparica czy jakos tak.... na pewno jest "Ita" na poczatku i na pewno znajduje sie ona nad Oceanem lub innym duzym jeziorem.

Ja tylko tak krociotko bo szturcha mnie tutaj jakas brazylijka i mowi ze mi sie juz czas skonczyl... siedze cale 5 minut a jak byk jest napisane na komputerze, ze moge siedziec 15 minut:) Przynajmniej tak mi sie wydaje bo jest to napisane w jakims dziwnym jezyku. Moze jest to cena za godzine surfowania po sieci... kto wie:)

Przechodzac do meritum tego posta... chcialem poinformowac wszystkich tych, ktorzy sie o nas martwia (zakladam, ze jest chociaz jedna taka osoba) ze zyjemy!!:) Niby nic specjalnego ale po tym co nas spotkalo ostatniej nocy w srodku brazylijskiej dzungli wydaje mi sie to nielada (pisze sie razem czy osobno?) wyczynem...

Jezeli kogokolwiek zaciekawilem to zapraszam na bloga w czwartek w godzinach wieczornych kiedy to powrocimy z 10 dniowej wyprawy po okolicach Salvadoru, napiszemy bardzo dluga relacje (ktorej pewnie polowa z Was nie przeczyta) i wrzucimy przepiekne zdjecia zrobione lustrzanka redaktora Oszkla i te mniej piekne, zrobione moja kompaktowa cyfrowka:)

Przepraszam, jezeli ten post "nie trzyma sie kupy" ale jestem padniety i strasznie spiacy po calonocnej przeprawie przez dzungle wypozyczonym autem marki Fiat Doblo 1,8ELX (rocznik 2009, przebieg 700km) z dodatkowymi dwoma siedzieniami i brakiem mozliwosci regulacji wysokosci swiatel.

Pozdrawiam,

Redaktor Kaczy

Ps. Zmeczony redaktor Oszkl wlasnie spi ale na pewno tez bardzo goraco pozdrawia...

niedziela, 2 sierpnia 2009

Tu lecimy:)

Tak tylko chcialem Wam pokazać gdzie będziemy spędzać czas z redaktorem Oszklem przez najbliższe 10 dni. Może nas zrozumiecie dlaczego nie będziemy mogli się odzywać na blogu:)











Ps. Oprócz wspomnianej wczesniej piątki osób lecimy jeszcze z jedną Francuzką:)

sobota, 1 sierpnia 2009

Przerwa w nadawaniu;)

Drogie Czytelniczki i Czytelnicy!!

zapowiada się pierwsza przerwa w nadawaniu:) W poniedziałek razem z red. Kaczym, Węgierką (Krisztiną), Polką (Kasią) oraz Niemcem (Saschą). wylatujemy do Salvadoru (stan Bahia).

Podążając na północ, zamierzamy (zahaczając o mniejsze miejscowości) pojechać wynajętym wcześniej samochodem do Recife (Pernambuco) oraz Natal(Parabia & Rio Grande do Norte).

Oczywiście po powrocie zdamy szczegółową relację z tego co zobaczyliśmy, doświadczyliśmy i zwiedziliśmy:) Zdjęcia też będą;)

A tymczasem kilka njusów;) :

- mamy Internet w mieszkaniu. Jest tylko w jednym miejscu, jest jedna kreska, ale jest:)

- wczoraj ponownie byliśmy na imprezie w 450m2:) nawiązując do pewnej reklamy: coca-cola: 3 reale. pierwsza wódka poniżej równika- 6 reali. Uznanie obcokrajowców widzących Polaków pijących shot'y- bezcenne:D

- temat został poruszony już w poprzedniej informacji- wódka. A właściwie jej cena- 6 reali (ok 10zł) za, i tutaj uwaga: litr, słownie JEDEN LITR;) i nawet głowa nie boli dzisiaj:) I żeby nie było, że jesteśmy jakieś menele, czy coś- w sklepie była jeszcze tańsza za 4 reale:)

Także jak na razie bez odbioru przez jakieś 12 dni:)

Hawk!!

red. Oszkl