czwartek, 5 listopada 2009

Od Ushuaia do Bariloche.... czyli cala Patagonia w tydzien:)

Wszystkich wiernych (i tych mniej wiernych tez) czytelnikow wita Redaktor Kaczy!!

Widze, ze red. Oszkl troche sie wycwanil bo opisal tylko Buenos, a mnie zobowiazal do opisania calej reszty...
No ale, jak to sie mowi, rekawice zostaly rzucone.... wiec podejmuje wyzwanie;)

Przejdzmy od razu do szczegolow...
Po pozegnaniu Kubutka i zwiedzeniu boskiego Buenos, we wtorek rano wylecielismy do Ushuaia. Miasto szczyci sie tym, ze jest najbardziej na poludnie wysunietym miastem Swiata.... mowi sie o nim ´koniec Swiata´. Polozne jest na Ziemii Ognistej, wyspie oddzielonej od reszty Ameryki Poludniowej Ciesnina Magellana (taki znany Argentynski projektatn latawcow)
Wspomniany koniec swiata nie przywital nas zbyt goscinnie. Bylo okolo zera stopni. padal snieg.... no i po palmach ani sladu!!:( Port lotniczy to byl jakis drewniany hangar, ktory bardziej przypominal stodole czy inna stajnie:)
No ale samo miasto.... to jest cos!! Polozone na zboczu gory zaraz przy zatoce, parterowe domki, maly port, glownie z kutrami rybackimi.... no byl klimat!! Prawie jak z filmu 'Gniew Oceanu'.

Po malym rozeznaniu w miescie postanowilismy wypozyczyc samochod.... ahh coz to byla za maszyna!! Flagowy model Fiata... czerwony Uno 1.1 Fire:) Jak to sie mowi 'ogien':)
Naszym pieknym autkiem wybralismy sie do Parku Narodowego Ziemii Ognistej. Chcielismy wszystkich przechytrzyc i byc w parku przed jego otwarciem w celu unikniecia placenia za bilet wstepu, no ale sami sie przechytrzylismy i..... zaspalismy:) Bylismy w parku jakies 10 min po jego otwarciu no i 50 reali (niecale 40zl) poszlo sie j****.
Co do samego parku... no byl piekny!! Jeziorka z krystalicznie czysta woda, osniezone gory, dzika roslinnosc i zwierzyna... zreszta co ja bede tutaj duzo pisal, zobaczycie zdjecia:)
Za pomoca naszego cudu wloskiej motoryzacji oprocz parku zwiedzilismy jeszcze kilka ladniejszych miejsc Ziemii Ognistej. Wygladalo to tak, ze ja prowadzilem, red. Oszkl i podrozniczka Ania spali... jak dojechalismy do jakiegos fajnego miejsca to sie budzili, robili z tysiac zdjec, wsiadalismy do samochodu i znowu zasypiali:)

Zanim przejde do kolejnego etapu wycieczki po Argentynie.... pewna informacja dla naszych kompanow podrozy, ktorzy juz nas opuscili, sa juz w Polsce i ciezko pracuja (no moze poza red. Flisiakiem:)). Dla reszty czytelnikow wiadomosc ta wyda sie z pewnoscia conajmniej dziwna:)
A wiec: W Ushuaia jest biuro turystyczne, ktore ma specjalne uprawnienia i wbija do paszportu pieczatki z napisami: Ushuaia, koniec Swiata, najbardziej na poludnie wysuniete miasto Swiata, itp.... dostalismy po 3 pieczatki, ktore zapelnily cala strone w paszporcie!:) Haha:)

Wracajac do tematu... w czwartek o godz 5 rano opuscilismy Ushuaia i udalismy sie autobusem w podroz do miasta El Calafate, znanego z tego ze w parku narodowym tuz obok niego znajduje sie najwiekszy na swiecie lodowiec.
Pozdroz wygladala tak: kilka godz w mega niewygodnym i strasznie zimnym autobusie, przesiadka do kolejnego autobusu, wjazd na teren Chile, prom, wjazd do Argentyny, oczekiwanie 5 godz na kolejny autobus w mega nudnym miescie 'Rio Gallegos', a nastepnie kolejne kilka godz w autobusie... w sumie jakies 20godz!! Na domiar zlego podrozniczka Ania zgubila/ukradziono jej telefon, ktory niestety po jego zablokowaniu sie nie znalazl (tak jak to bylo w przypadku telefonu Agaty).

El Calafate.... przyjemna miescinka. Zaraz po wyjsciu z autobusu przywital nas mily chlopak, powiedzial ze jest z naszego hostelu i ze nas do niego zawiezie... milo z jego strony, zwlaszcza ze byla chyba pierwsza w nocy i nie za bardzo chcialo nam sie szukac hostelu:)
Po kilku minutach dosc szybkiej jazdy zorientowalismy sie ze przy naszym samochodzie caly czas biegnie jakis pies... kiedy nasz nowy kolega zauwazyl nasze zdziwienie powiedzial, ze to jego pies i ze on lubi biegac... w sumie co w tym dziwnego:)

Kolejnego dnia z samego rana.... wypozyczylismy auto:) Tym razem padlo na znanego nam juz bialego Volkswagena Gola 1.6 (nie mylic z Golfem). Udalismy sie nim do parku narodowego w celu ujrzenia tego cudu natury jakim byl lodowiec Perito Moreno. Co ja tutaj znowu bede duzo pisal... lodowiec rewelacja!! Zobaczycie sami na zdjeciach... red. Oszkl, a przede wszystkim podrozniczka Ania znowu zadbali o to zeby bylo ich pod dostatkiem i zeby bylo potem co kasowac:)
Po drodze do i z parku co chwile zatrzymywalismy sie zauroczeni pieknem Patagonii (jest to kraina geograficzna obejmujaca cale poludnie Agrentyny i Chile). Oczywiscie robilismy zdjecia, mnostwo zdjec!:)

Kolejny dzien... coz, czas jechac dalej. Kolejnym punktem naszej wycieczki bylo Bariloche oddalone od El Calafate o jedyne 2000km:) Po poznaniu ceny biletu autobusowego (okolo 300zl) znowu postanowilismy wszystkich przechytrzyc i.... zdecydowalismy sie pojechac stopem! Swietny pomysl co nie?:) Zebralismy ze sklepow kartony, napisalimy na nich nazwe naszej docelowej miejscowosci, miejscowosci po drodze, numer drogi ktora chcemy sie poruszac, ze jestesmy z Polski i ze jestesmy goscmi w Agrentynie...
Zadowoleni, dumni z naszego planu i pelni optymizmu udalismy sie do rogatek miasta... no i co?? No wlasnie nic:) Praktycznie zerowy ruch! Jak juz cos jechalo to jakis bus dowozacy ludzi do pobliskiego lotniska.
No a co poza tym... straszny wiatr i cholernie zimno!!

Na cale szczescie... po jakichs 30 minutach wymachiwania rekami i naszymi kartonami praktycznie do nikogo... czerwony Ford pick-up, ktory nas minal po chwili zawrocil i przyjechal po nas:) Jechali nim trzej robotnicy, ktorzy zaoferowali sie, ze podwiaza nas do jakiejs glowniejszej drogi z ktorej bedzie nam latwiej zlapac stopa. Mowa byla o krajowej czterdziestce, najdluzszej drodze Argenyny wiadacej z samej Ushuaia na sama polnoc, przechodzacej przez Bariloche, majacej okolo 3700km i bedacej jednym z glownych szlakow drogowych Aregentyny.
Stwierdzilismy, ze najtrudniejsze za nami, na tej drodze na pewno bez problemow zlapiemy stopa do samego Bariloche...
Co sie okazalo... przez pierwsze pol godz nie przejechal obok nas zaden samochod! Momentalnie zaczelismy cos podejrzewac:)

Na cale szczescie znow mielismy szczescie!:) Po wspomnianych 30min pojawil sie pierwszy samochod! Czerwony Ford. Kierowca zatrzymal sie chyba z litosci bo zdazylismy juz strasznie zmarznac, a z tymi wszystkimi kartonami, ktore wyrywal nam wiatr, wygladalismy conajmiej smiesznie:)
Co prawda do Bariloche nie jechal ale dwaj mili panowie podwiezli nas okolo 120km do pierwszego wiekszego rozjazdu. Tutaj nas wysadzili i zyczyli powodzenia:)

No to teraz najsmieszniejsze... albo najbardziej zenujace:)
Zastanawialismy sie czemu Ci dwaj mili panowie wjechali do sporego rowu zeby nas wysadzic i czemu z takimi wilkimi usmiechami na twarzach zyczyli nam powodzenia... jak tylko z wyszlismy z rowu to sie dowiedzielismy:) Przepotworny wiatr!! Czegos takiego jeszcze nie uswiadczylismy!! Wial chyba z 1000km/h!! Ledwo ustalismy na nogach!! Pod wiatr praktycznie nie dalo sie isc! Wiatr porwal moj 15kg plecak i przerzucil o kilkanascie metrow!! Jakas masakra!!
Jedyna nadzieja byla w tym, ze zaraz nadjedzie jakies auto i nas zabierze.
W dalszym ciagu pelni optymizmy zaczelismy wypatrywac aut...
0,5 godz.... nic
1 godz.... nic
1,5 godz.... nic
2 godz.... nic!! Ani jednego auta jadacego w jedna albo druga strone!! Jedynie kilka aut skrecalo w droge, w ktora pojechali dwaj mili panowie.
I to ma byc ta slynna krajowa czterdziestka?! Nawet na zamknietej, polnej drodze miedzy Niemodlinem a Wydrowicami jest wiekszy ruch!!
Kiedy pojawily sie dwa pierwsze auta jadace w nasza strone.... nie zatrzymaly sie!
Nasze morale opadly do krytycznego poziomu! Zmeczeni, przewiani, a przede wszystkim zziebnieci postanowilismy, ze pojedziemy gdziekolwiek, nawet spowrotem do El Calafate.
Po kilku minuach juz bez wiekszego trudu zatrzymalismy pierwsze jedace auto. No i znowu czerwony ford!! Po raz trzeci z rzedu... conajmniej zastanawiajace:)
Auto bylo troche zdezelowane, a w srodku siedzial jakis brudny robotnik.... no ale nie przeszkadzalo nam to. Wazne, ze gdzies jechal i juz tak nie wialo:). Samochod rozwijal na prostej maksymalna predkosc 70km/h!! Nawet ktos nas wyprzedzil:) Ja z red. Oszklem ucielismy sobie zasluzone drzemki, a podrozniczka Ania zabawiala pana kierowce rozmowa:) W koncu tylko Ania mowi po hiszpansku.... moj hiszpanski jest na podobnym poziomie jak portugalski red. Oszkla:)

Zajechalismy do bardzo ladnie polozonej miejscowosci El Chalten, ktora okazala sie stolica argentynskiego trekingu:) Jako, ze pierwszy autobus do Bariloche mielismy dopiero za 2 dni zostalismy zmuszeni pozostac w El Chalten. Kolejny raz brac stopa nie zamierzalismy!
Okazalo sie, ze bardzo dobrze na tym wyszlismy:) Bylo super! Cale 2 dni spedzilismy chodzac po gorach.... i to nie byle jakich! W koncu to Andy:) Kazdego dnia robilismy ponad 20km! Ja drugiego nawet prawie 30km, bo sie odlaczylem od moich wpoltowarzyszy i postanowilem zdobyc jeden z wyzszych szczytow w okolicy... nie wystraszyla mnie tabliczka z napisem 'only for climbers':) Na gorze zaskoczyla mnie temperatura znacznie ponizej zera i z pol metra sniegu... prawie jak w Polsce co nie? :p

Mi i podrozniczce Ani udalo sie jeszcze wybrac na Halloween Party w klubie zaraz obok naszego hostelu. Pierwszy raz bylismy na imprezie, na ktorej wiekszosc ludzi miala zimowe buty, polary i kurtki:)

Strasznie dlugi ten post sie zrobil... tak wiec jeszcze tylko krotko o transporcie z El Chalten do Bariloche.
Na poczatek taka rada... jak bedziecie podrozowac kiedys autobusem po Patagonii w Argentynie nigdy nie podrozujcie z firma: 'Taqsa'. Jedno wielkie nieporozumienie!!
1. Drogi bilet
2. Mialy byc posilki... nie bylo nawet sucharka!
3. Mialy byc filmy.... nie bylo nic poza wystepem jakiegos argentynskiego zespolu ludowego! Najgorsze, ze nie dalo sie tego sciszyc!!
4. Autobus mial wyjechac o 23.25.... wyjechal 00.15.
5. Mialy byc rozkladane fotele.... bardziej rozklada sie fotel w maluchu!
6. Autobus sie zepsul po drodze i spedzilimy jakies 7-8 godz na stacji benzynowej kompletnie nie wiedzac co sie dzieje i czy w ogole cos sie stanie...
7. Co prawda potem kierowca jechal troche szybciej ale i tak zamiast zaplanowanych 33godz jechalismy grubo ponad 37 godzin!!

Aha! Nie zgadniecie co zrobilismy zaraz po przyjezdzie do Bariloche... wypozyczylismy samochod:) Juz trzeci w tym tygodniu. Znow VW Gol.
Tak jest znacznie taniej niz jezdzic na jakies zorganiozowane wycieczki, ktore kosztuja majatek i nie mozna zatrzymywac sie w kazdym miejscu na robienie zdjec:)

No dobra, to juz definitywny koniec posta. Wiem, ze macie mnie juz dosc. Postaram sie zeby juz tylko red. Oszkl pisal takie dluzsze posty, a ja zajme sie moze zdjeciami:)
Aha! Co do zdjec to mielismy je dzisiaj albo jutro wrzucic na bloga ale komputer w hostelu zamkniety jest w jakiejs szafce, do ktorej nikt nie ma klucza:) Wrzucimy je z Santiago za jakies 3 dni...

Klaniam sie,

Red. Kaczy

Ps1. Napiszcie w komentarzach czy ktos dotarl do konca tego posta... osobiscie mu pogratuluje:)
Ps2. Jak ktos potrzebuje to moge wyslac streszczenie:)

13 komentarzy:

  1. Nie no, rewelacja :D Jestem pod wrażeniem! Z zapartym tchem dotarłam do końca posta (i czekam na osobiste gratulacje red. Kaczego) :D
    Jak ja Wam zazdroszcze tych przygód, nawet tego łapania stopa przy wietrze wiejącym 1000km/h :P Powodzenia w dalszym podróżowaniu! Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja też dotarłam choć nie było lekko :) W nagrodę za te trud czekam nie tylko na osobiste gratulacje ale i na osobistą relację obu redaktorów :)

    hipermyszak się kłania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dałem rade!
    ale tym razem lekko przegiąłeś Kaczy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak na razie drugi redaktor jest bardzo mocno obrazony i zazdrosny o komentarze pod postami drugiego redaktora:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak obiecalem, czas na osobiste gratulacje:)
    Po pierwsze to gratuluje red. naczelnej Anni M, ktora przeczytala i skomentowala posta chyba w niecale 2 godz po tym jak go zamiescilem:)
    Gratuluje rowniez Hipermyszakowi! Dziekuje rowniez za wierne komentownie wiekszosci moich postow:) Osobista relacja na pewno bedzie...
    No i oczywiscie gratuluje Rafsonowi!! Nie dosc, ze sie strasznie wysilil zeby przeczytac calego posta to jeszcze byl to jego pierwszy komentarz! Oby tak dalej Rafon!:)
    Jako nagrode kazdy z Was dostanie po moim powrocie... Uwaga, Uwaga... uscisk dloni red. Kaczego!!:)
    No i co na to reszta obserwatorow? Warto czytac posty i je komentowac!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aha! Napiszcie cos pod postem Red. Oszkla!! Chociaz jakiec cyferki wpiszcie czy cos:) Juz nie moge zniesc tych narzekan, ze pod moimi postami jest wiecej komentarzy:)

    OdpowiedzUsuń
  7. wlasnie to dojrzalam wsrod natloku informacji... 20 zl za obiad?!??!
    Coz moge rzec... polecam Nepal... za 20 zl masz tam fajny hotel i....jedzonko na caly dzionek!
    To jest dopiero zycie! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. to ja napisze i pod tym postem i pod postem red. Oszkla! :P iii dotarlam tez do konca :)

    OdpowiedzUsuń
  9. przeczytane :) i pozdr. dla red. O.s.z.k.l'a

    OdpowiedzUsuń
  10. ale wszyscy tu kłamią. przecież to niemożliwe przeczytać naraz tyle słów...
    jest jakaś nagroda za uczciwość ? ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. nie no wpis spoko, co prawda podczas czytania zrobiłam sobie przerwę na gorącą czekoladę oraz kilka mandarynek ale Wasze przygody są niesamowite :) No i mam Was przed oczami, jak wkur****nie z Was wychodzi podczas łapania tego stopa :)

    OdpowiedzUsuń
  12. dotarłem na luzaku! czad :D. Ja już wysyłam te posty do zczuba.pl.

    Sorry za opoznienia w czytaniu... ale za to niczego jeszcze nie przegapiłem!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja nie przepraszam za opóźnienia w czytaniu, bo to zakrawa już na przedawnienie przedawnienia.;0)

    Czyli co? Że niby znaleźliście już ten koniec świata i co więcej macie na to potwierdzenie w paszporcie x3?!;)

    Miasto berberysu bukszpanolistnego lol, jak i Perito Moreno już został wpisany na moją listę 'must see'!

    A ten stop.. ojjj :P
    Najdłużej w życiu czekałam chyba godzinę, ale za to w 30st i bez wiaterku..
    Ale jazda stopem to inna historia, hm, wypróbuję tę Argentynę;)

    Faktycznie, chyba najgorsze to nastawić się na pyszniutki posiłek, a sucharka nawet nie dostać, eh.. ;)

    OdpowiedzUsuń