sobota, 25 lipca 2009

Sao Paulo ohne Englisch ;)

Witam wszystkich,

red. Oszkl znowu powraca po dlugiej przerwie. Przepraszam, ze bez polskich znakow, ale pisze na portugalskiej klawiaturze. A oto dowod: çççÇÇÇÇ.

A teraz do rzeczy. Ta wiadomosc jest niezalezna kontynuacja poprzedzajacej wiadomosci red. Kaczego. Prawdopodobnie bedzie niespojna i nie bede w niej nawiazywal do poruszanych przez drugiego red. watkow, poniewaz wiadomosci pisane sa rownolegle. Jednak nie mniej zachecam do lektury.

Zebys drogi Czytelniku nie czytal tego samego dwa razy, opisze nasza sytuacje od momentu przywitania sie z brazyliska ziemia:) Generalnie zostalismy przywitani opadami, jakie wystepuja w rejonie Amazonii, ew. doliny Konga. Nie ukrywam, ze troche nas to zdziwilo... szczegolnie, ze temperetura jest rowniez zimowa... Zusammen do kupy, pogodowo, tak jak w Polsce w zeszlym miesiacu;) Ponadto bardzo, ale to bardzo bylismy zaskoczeni maskami ochronnymi przy wysiadaniu z samolotu. Na szczescie obcokrajowcy z Europy sa hardcorami i takich masek nie potrzebuja;)

Poniewaz nie chcielismy, aby kolejna korporacja taksiarzy zdzierala z nas drogocenne Reale, postanowilismy przetransportowac sie za pomoca komunikacji miejskiej, przy okazji ogladajac, jak to cale Sao Paulo wyglada...

Wyglada jak miast futurystyczne z takich filmow jak np. Batman albo inny Supermen;) Przeolbrzymie budynki, drogi szerokie na 4 pasy w jedna stone oraz samochody, samochody i jeszcze raz samochody. Miejskim autobusem w jakas godzine przedostalismy sie do stacji metra, gdzie udalo nam sie kupic bilet i dojechac w okolice uczelni, przy okazji zmieniajac linie 3 razy:) W Warszawie jak na razie jeszcze niewyobrazalne.

Uwaga: W Sao Paulo po angielsku mowi jakis 1% spoleczenstwa, no moze 1,02%. Wiec bazowalismy na moich 15 slowach, ktore potrafie po portugalsku+ jezyku niewerbalnym:)

Wysiedlismy na Av. Paulista- najwiekszej ulicy w Sao Paulo, z milionem budynow i 2 milionami bankow. I troche zonk, bo nie wiadomo, gdzie isc dalej. Na szczecie wtedy po raz pierwszy tego dnia spadl nam jak z nieba mlody koles, ktory lapie sie na te 1,02% Paulistas, ktorzy wladaja komunikatywnie angielskim:) Wytlumaczyl nam gdzie isc, jednak po przebyciu kilkuset metrow zdecydowalismy sie na wziecie taxi. Byla to moja "najdluzsza" podroz taxi w zyciu.. po przejechaniu jakichs 200m bylismy na miejscu:) Oczywiscie taksowkarz po angielsku znal tylko "hi!!" :)

Uradowani udalismy sie do biura wymian na uczelni FGV, gdzie ze zdziwieniem przywitala nas Melina, dziewczyna koorydnujaca caly program:) Ze zdziwieniem, poniewaz po przedstawieniu sie powiedzielimy, ze szukamy mieszkania i generalnie to nie mamy sie gdzie podziac. Po krotkiej rozmowie oddelegowala nas do Igora. Ten z kolei kazal wypelnic kilka dokumentow i oprowadzil nas po uczelni (tak, jakbysmy mieli na to ogromna ochote po 28 godzinnej podrozy;). Dal wskazowki, gdzie MOZNA znalezc jakies oferty, ale oczywiscie to nic pewnego:)

Zostawilismy bagaze na uczelni i wyruszylismy na miasto, w poszukiwaniu jakiegos noclegu. Na tamta chwile mielismy opcje wydania calych oszczednosci i pojscia spac do pobliskiego Mariotu, albo wybrania drugiej, nie mniej radykalnej opcji i przylaczenia sie do tamtejszych i "biesiadowania" pod mostem cala noc:) Na szczescie buddy Kaczego (ja nie otrzymalem takowej... widocznie im zabraklo albo cos) dala nam namiary na jakiegos kolesia, ktory poszukuje wspolokatora. Oczywiscie szczescie nie moze trwac wiecznie- moje srodki na koncie pre-paid byly niewystarczajace na wykonanie telefonu, natomiast red. Kaczemu rozladowala sie komorka:)

No to trzeba bylo kupic lokalna karte:) Jak juz wspomnialem, z angielskim ciezko, wiec w salonie komorkowym nie mozna bylo spodziewac sie cudu. Ale jakos sie udalo, troche na migi, troche po portugalsku, troche w ogole:D (nie chwalac sie udalo nam sie nawet "porozmawiac" o sieciach komorkowych w Polsce). Komorka jest, teraz tylko trzeba doladowac konto. No i tutaj druga niespodzianka - kioskarz mowiacy po angielsku:D Wprost niesamowite. Po 30 minutach kombinowania i dzwonienia na wszystkie mozliwe infolinie w Brazylii karta zostala doladowana. W miedzyczasie wybralismy sie do pobliskiego hostelu, gdzie co prawda pani mowila po angielsku, ale wolnych lozek juz nie bylo:)

Wyscig z czasem trwa dalej:) Przypominam, ze tutaj jest zima- sniegu co prawda nie ma, ale ciemno robi sie juz o 18. Karte kupilismy ok. 14:30... Na uczelni spisalismy kilka numerow telefonow z ofertami wynajmu (dokladniej 3). Dzwonie pod pierwszy numer... nic. Drugi... nic. Trzeci... JEST!!!:) koles mowi po angielsku- umowilismy sie za 30 min pod uczelnia. Oczywiscie, jak przystalo na Brazylijczyka, spoznil sie 20 min:)

W drodze do mieszkania staralismy sie nawiazac jakis dobry kontakt. Zeszlo na slawne polskie produkty, m.in.wodke;) Padlo pytanie, czy lubimy pic alkohol... Dyplomatycznie odpowiadamy, ze jak jest jakas okazja, to sie napijemy:) ufff...uwierzyl:)

Mieszanie- no po prostu bomba:) 2 male pokoje, spora kuchnia, lazienka. Na wyposazeni wielki TV, mikrofala, pralka, kuchenka, a nawet lodowka:) No i jak moglbym zapomniec o ochronie na dole, monitoringu i kolesiu, ktory otwiera Ci drzwi od windy. Jednym slowem, jak na Brazylie lux. Zaskoczyla nas rowniez cena - z wszystkimi oplatami 1000 reali do podzialu. Porownujac z wczesniejszymi sygnalami, mowiacymi o 1200 R od leba, mocno sie zdziwilismy. Ale pogadalimy jeszcze chwile i dobilismy targu:) Zonk w tym, ze on tam jeszcze mieszkal (nazywa sie Jersao, czy siakos takos, studiowal medycyne i zrobil nawet jakis dyplom w US&A:), a mieszkanie moze udostepnic dopiero we wtorek. Jednak wykazal sie super pomoca i pomogl nam znalezc w bardzo bliskiej odleglosci bardzo tani hostel:) Bylismy w 7 niebie:) Juz dawno nie czulem takiej ulgi - widmo mostu i mariotu zazegnane:)

Na koniec przenieslimy jedynie rzeczy z uczelni do hostelu, poszlismy cos zjesc i na koniec po wipiciu 2 whisky z cola poleglismy na lozku... niestety malzenskim, ale kazdy spal we wlasnym spiworze:) Podsumowujac- po 36 godzinach w podrozy wreszcie znalezlismy kawalek miejsca dla siebie:) Dodam jeszcze na koniec, ze na nogach bylismy juz przed 6- te strefy czasowe...

Obiecujemy, ze kolejne posty juz nie beda maratonami i bedzie sie je dalo przeczytac w czasie nie przekraczajacym obejrzenia teleexpressu:)

Hawk!!

red. Oszkl

1 komentarz:

  1. Hm, czyli:
    - wracam do pilnej nauki brazylijskiego, (choć chyba już nie może być gorzej niż w Turcji)
    - komórka powinna być zawsze naładowana, albo jeszcze lepiej z środkami na koncie
    - muszę zapamiętać, że Polacy piją tylko jak jest jakaś okazja..;)

    OdpowiedzUsuń